Witamy na naszym blogu !

 

Zajmujemy się kolekcjonowaniem i ratowaniem zabytków radiotechniki

i to zupełnie poważnie i merytorycznie.

 

 A że bywają posty mniej poważne ?

Pewnie tak, lecz osiągnięty emerycki wiek w pełni nas w tym usprawiedliwia -:)

 

Poza tym, wielką frajdę sprawia nam powrót do eksperymentów i przygód,

których nie zawsze dane nam było dokończyć w dzieciństwie.

 

Jesteśmy właścicielami i opiekunami eksponatów stanowiących zbiór :

 

K&B collection

 

prezentowany na naszej stronie:

 

www.retroradio.pl

 

A blog, jak blog - jest rodzajem pamiętnika oddającego szczęśliwe chwile

w towarzystwie naszych zabytków przy całym „pozytywnym zakręceniu „

towarzyszącemu tej pasji.

Czasem można tu znaleźć ciekawe i przydatne informacje,

zapraszamy i pozdrawiamy tych, którzy czasem zaglądają do naszego świata

 

Krystyna Jelińska i Bohdan Pieliński.

wtorek, 20 września 2011

Przeziębienie i wzruszenie .

Ostatnimi dniami pogoda raczej kiepska, a na dodatek zainfekowałem się ( BP ) jakąś para-grypą. Wygrzewając się w domu, spędzam więcej czasu przy kompie. Poszukując "korzeni" - tym razem Radioamatorów z odległych lat 50-tych minionego stulecia, natrafiłem na prawdziwy skarb. Pod adresem :
znalazłem roczniki "RADIO", "RADIO-AMATOR", "RADIOAMATOR", "RADIOELEKTRONIK" od 1946 roku do 1992. Uczta !!! A już wzruszenie było absolutne, gdy w roczniku 1952, znalazłem artykuł zawierający opis mego pierwszego detektora, jaki w/g niego zmontowałem.
Pozwolę sobie uzupełnić posta fragmentem moich ( spisanych ) wspomnień:
" Za sprawą mego kuzyna Tadzia z Jeleniej Góry, wszedłem w okresowe posiadanie przedwojennego kryształkowego odbiornika radiowego. Dla niewtajemniczonych powiem, że były to najprostsze odbiorniki z początków rozwoju tej tak bliskiej mi dziedziny techniki. Nie potrzebowały zasilania, odbiór odbywał się za pomocą słuchawek, a wyszukiwania punktu detekcji sygnału dokonywało się na krysztale galeny. Za sprawą prostoty konstrukcyjnej ( a w ślad za tym ceny ), były niezwykle popularne w okresie przedwojennym. Do odbioru wymagały jednak długiej, wysoko zawieszonej anteny i uziemienia. Zainstalowanie takiej anteny było więc kolejnym wyzwaniem. Na szczęście w piwnicy spoczywał spory jeszcze zapas drutu z odzysku ( ten gruby, o średnicy 1,5 mm ). Na dachu odnalazłem pozostałe z dawnych czasów izolatory i inne elementy mocowania anteny, będące pozostałością z przedwojennych czasów. To było znaczne ułatwienie. Z pomocą Janka przerzuciliśmy drut z dachu na przeciwległy kraniec placyku-skweru. Teraz wystarczyło wspiąć się na najwyższą brzozę i zgodnie ze sztuką ( przez izolatory ),solidnie przytwierdzić go do pnia na piętnastometrowej wysokości. Jeszcze tylko z dachu na dół, do okna „zimnego” pokoju i........ stałem się właścicielem pięćdziesięciometrowej anteny. Taka antena, wraz z uziemieniem podłączonym do resztek kaloryfera ( „zimny pokój „ :-), gwarantowała znakomite warunki odbioru. Radyjko ożyło. Leżąc na swoim siennikowym posłaniu mogłem do późnych godzin nocnych wsłuchiwać się w sygnały i audycje wypełniające eter. Trochę martwiła mnie perspektywa zwrotu Tadziowi pożyczonego detektorka, ale decyzja już zapadła. Musiałem skonstruować własny ! I tak się stało. Opisów w dostępnej literaturze było sporo, więc po miesiącu uruchamiałem swój własny odbiornik kryształkowy, i to o znacznie lepszych parametrach. Mam świadomość, że dla niektórych czytających, opisywane wydarzenia mogą być nudne i obarczone naiwnym zabarwieniem, ale dla mnie był to świat budzących się poważnych zainteresowań.Miałem wówczas 11 lat, a dziedzina radiotechniki dla przeciętnego Kowalskiego stanowiła wówczas wiedzę tajemną. " - " POWROTY " - cz I :

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz