Ostatnimi dniami pogoda raczej kiepska, a na dodatek zainfekowałem się ( BP ) jakąś para-grypą.
Wygrzewając się w domu, spędzam więcej czasu przy kompie.
Poszukując "korzeni" - tym razem Radioamatorów z odległych lat 50-tych minionego stulecia, natrafiłem na prawdziwy skarb.
Pod adresem :
znalazłem roczniki "RADIO", "RADIO-AMATOR", "RADIOAMATOR", "RADIOELEKTRONIK" od 1946 roku do 1992. Uczta !!!
A już wzruszenie było absolutne, gdy w roczniku 1952, znalazłem artykuł zawierający opis mego pierwszego detektora, jaki w/g niego zmontowałem.
Pozwolę sobie uzupełnić posta fragmentem moich ( spisanych ) wspomnień:
" Za sprawą mego kuzyna Tadzia z Jeleniej Góry, wszedłem w okresowe posiadanie przedwojennego kryształkowego odbiornika radiowego.
Dla niewtajemniczonych powiem, że były to najprostsze odbiorniki z początków rozwoju tej tak bliskiej mi dziedziny techniki.
Nie potrzebowały zasilania, odbiór odbywał się za pomocą słuchawek, a wyszukiwania punktu detekcji sygnału dokonywało się na krysztale galeny.
Za sprawą prostoty konstrukcyjnej ( a w ślad za tym ceny ), były niezwykle popularne w okresie przedwojennym.
Do odbioru wymagały jednak długiej, wysoko zawieszonej anteny i uziemienia.
Zainstalowanie takiej anteny było więc kolejnym wyzwaniem.
Na szczęście w piwnicy spoczywał spory jeszcze zapas drutu z odzysku ( ten gruby, o średnicy 1,5 mm ).
Na dachu odnalazłem pozostałe z dawnych czasów izolatory i inne elementy mocowania anteny,
będące pozostałością z przedwojennych czasów.
To było znaczne ułatwienie.
Z pomocą Janka przerzuciliśmy drut z dachu na przeciwległy kraniec placyku-skweru.
Teraz wystarczyło wspiąć się na najwyższą brzozę i zgodnie ze sztuką ( przez izolatory ),solidnie przytwierdzić go
do pnia na piętnastometrowej wysokości.
Jeszcze tylko z dachu na dół, do okna „zimnego” pokoju i........ stałem się właścicielem pięćdziesięciometrowej anteny.
Taka antena, wraz z uziemieniem podłączonym do resztek kaloryfera ( „zimny pokój „ :-), gwarantowała znakomite warunki odbioru.
Radyjko ożyło.
Leżąc na swoim siennikowym posłaniu mogłem do późnych godzin nocnych wsłuchiwać się w sygnały
i audycje wypełniające eter.
Trochę martwiła mnie perspektywa zwrotu Tadziowi pożyczonego detektorka, ale decyzja już zapadła.
Musiałem skonstruować własny !
I tak się stało.
Opisów w dostępnej literaturze było sporo, więc po miesiącu uruchamiałem swój własny odbiornik kryształkowy,
i to o znacznie lepszych parametrach.
Mam świadomość, że dla niektórych czytających, opisywane wydarzenia mogą być nudne
i obarczone naiwnym zabarwieniem, ale dla mnie był to świat budzących się poważnych zainteresowań.Miałem wówczas 11 lat, a dziedzina radiotechniki dla przeciętnego Kowalskiego stanowiła wówczas wiedzę tajemną. " - " POWROTY " - cz I :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz