Witamy na naszym blogu !

 

Zajmujemy się kolekcjonowaniem i ratowaniem zabytków radiotechniki

i to zupełnie poważnie i merytorycznie.

 

 A że bywają posty mniej poważne ?

Pewnie tak, lecz osiągnięty emerycki wiek w pełni nas w tym usprawiedliwia -:)

 

Poza tym, wielką frajdę sprawia nam powrót do eksperymentów i przygód,

których nie zawsze dane nam było dokończyć w dzieciństwie.

 

Jesteśmy właścicielami i opiekunami eksponatów stanowiących zbiór :

 

K&B collection

 

prezentowany na naszej stronie:

 

www.retroradio.pl

 

A blog, jak blog - jest rodzajem pamiętnika oddającego szczęśliwe chwile

w towarzystwie naszych zabytków przy całym „pozytywnym zakręceniu „

towarzyszącemu tej pasji.

Czasem można tu znaleźć ciekawe i przydatne informacje,

zapraszamy i pozdrawiamy tych, którzy czasem zaglądają do naszego świata

 

Krystyna Jelińska i Bohdan Pieliński.

piątek, 8 stycznia 2010

Po przerwie.

Zima jaka zapanowała ( od lat takiej nie było ), wprawiła nas w stan lenistwa. Niewiele prac wykonujemy w galerii, stąd też brak wpisów. Trochę prac w domu, przy kompie. Głównie uzupełnienia do naszej strony www.retroradio.pl A ja ( BP ), zająłem się spisywaniem wspomnień z dzieciństwa, które dane mi było spędzić w Cieplicach. To nie na miarę " Domu Nad Rozlewiskiem ", ale " Dom Pod Wałami" - moze ? To mały fragmencik: „Wróćmy jednak na ul. Pułaskiego. Zajmowaliśmy czteropokojowe mieszkanie usytuowane na parterze willowego budynku. Mieszkanie było wspaniałe latem, zaś złośliwie zimne w naprawdę mroźne wówczas zimy. Najprzytulniejszym miejscem była kuchnia, gdzie stał kuchenny piec, rozpalany rano przez ojca. Zimowymi rankami, uwielbiałem znaleźć się jak najszybciej w kuchni, gdzie żelazna płyta pieca, rozpalona do czerwoności, zachęcająco zapraszała. Roznosiła się woń czarnej zbożowej kawy, zaparzonej rano przez ojca, który wyszedł już do pracy. Okno kuchenne wychodziło na zachodnią stronę, gdzie za ogrodzeniem z siatki rozciągało się pole Banasia, aż po widniejący na horyzoncie lasek. Przy siatce porastały osty, do których przylatywały gile, a za siatką, w śniegu, przebiegały stadka kuropatw. Cudownie było to obserwować z buchającej ciepłem i zapachem kawy kuchni. Przy oknie stał stół kuchenny, rzecz niezmiernie istotna, gdyż zimą było to miejsce zarówno do jedzenia, jak i do rozmaitych zabaw, majsterkowań, a co najważniejsze do oglądania książek. A było to dla mnie ogromną przyjemnością. Zaspokojenie wciąż rosnących w tym względzie potrzeb, było dla rodziców poważnym wyzwaniem. Zakupy w zasadzie nie wchodziły w rachubę. Przynajmniej nie w tych ilościach, by zaspokoić mój głód wiedzy. Mama nie pracowała, a pensja ojca z trudem starczała na utrzymanie rodziny. Pomimo tego rodzice wywiązywali się na piątkę. Ojciec znosił z zakładowej biblioteki różne czasopisma i książki, a mama dogadała się z zaprzyjaźnioną kierowniczką księgarni, i na dwa trzy dni pożyczała mi jakąś książeczkę. Czasopisma z reguły były sowieckie, ale ciekawe. Pamiętam takie tytuły jak: Wokrug Swieta, Tiechnika Maładioży, Krokodił no i nasze Horyzonty Techniki. A książeczki z księgarni, w dużej części też ruskie, ale piękne. Dziś seria „ Poczytaj Mi Mamo”, to kultowe wspomnienie. Bozia sprawiła, że między czwartym a piątym rokiem życia czytałem już całkiem nieźle, sięgając po coraz ambitniejsze tytuły. Przy tym kuchennym stole i w powyżej opisanej atmosferze, zgłębiałem po raz pierwszy „ 20 Tysięcy Mil Podmorskiej Żeglugi” Verne’a. Że co z tego ? Ano dużo, bo był to jeden z tych momentów, który niezwykle rozbudził moją wyobraźnię i instynkty naukowo-techniczne. Ciekawość poznawania przyrody, w najszerszym pojęciu tego słowa, zajmowała dużą część mych dziecinnych rozmyślań i doświadczeń. „

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz